W lutym 1945 roku, a zatem zaraz po zakończeniu okupacji niemieckiej powstał plan utworzenia w Rabce ośrodka opiekuńczo-leczniczego dla dzieci żydowskich, który był próbą ratowania niezwykle trudnej sytuacji, jaka panowała w siedzibie Tymczasowego Komitetu Pomocy dla Ludności Żydowskiej w Krakowie przy Długiej 38. Uruchomiono tam jednocześnie sierociniec dla dzieci powracających z obozów. Ostatecznie dom dziecka w Rabce, przeznaczony dla najciężej chorych dzieci, otwarto na przełomie czerwca i lipca 1945 roku. Obejmował on trzy budynki wille Stasin, Juras i Niemen dla łącznie około 100 podopiecznych, pochodzących z Krakowa, Warszawy, Łodzi i innych miast. Na liście podopiecznych przebywających w sierocińcu latem 1945 roku widnieje 116 nazwisk dzieci, które doświadczyły koszmaru Zagłady. Pośród części lokalnej społeczności taka sytuacja wywołała oburzenie. Szczególnie przeciwny lokalizacji sierocińca był – cieszący się ogromnym zaufaniem i estymą wśród ludności z terenu Rabki – ks. Józef Hojoł, który prowadził stowarzyszenia katolickie, hufiec harcerski oraz katechezę w tamtejszym gimnazjum. Zaraz po wyzwoleniu w szkole zaczęła funkcjonować komórka Ruchu Oporu Armii Krajowej. Uczniowie gimnazjum należący do tej organizacji skupieni byli w kilkunastoosobowej drużynie harcerskiej. Ks. Hojoł twierdził, że ówczesną Polską rządzą Żydzi, toteż uważał za niewłaściwe aby nieopodal działała taka placówka. To on miał być autorem listów z pogróżkami, które harcerze podrzucali do sierocińca. Pisał w nich, że jeśli dzieci nie opuszczą sierocińców i całego terenu Rabki, będą zastosowane wobec nich represje. Niestety dotrzymał słowa. Lokalna młodzież dokonała w sierpniu 1945 roku trzech ataków na sierociniec, w których jednak nikt nie zginął.
12 sierpnia 1945 roku nastąpił pierwszy atak. Do willi Niemen przez okno wrzucono granat. Jak zeznają naoczni świadkowie „W podłodze była dziura średnicy około 10 do 15 cm, szyby były wybite, ściany uszkodzone, przyrządy lekarskie rozbite, kozetka w pokoju wywrócona do góry nogami, a bielizna leżąca na kozetce rozrzucona po pokoju. Wśród dzieci panuje słuszny popłoch.”
19 sierpnia 1945 roku nastąpił drugi atak. Tym razem wszystkie budynki ostrzelano z broni ręcznej i automatycznej, rzucono też granaty. Dzień po drugim ataku do ochrony sierocińca przysłano jedenastoosobowy oddział wydelegowany przez Powiatową Komendę Milicji Obywatelskiej w Nowym Targu. Jeden z milicjantów, wspominał po latach: „dzieci wychodziły na spacer pod naszym ubezpieczeniem. Zaprzyjaźniliśmy się bardzo, kiedy na spacerze uzbierały trochę polnych kwiatów, wręczały nam tak po dziecinnemu jedno przez drugie, były to chwile bardzo radosne, prawie codziennie przychodziły do nas i dzieliły się swoimi wrażeniami i zmartwieniami. Opowiadania te, wyrażone w dziecinnych słowach i wyobraźniach, były tego rodzaju, że trzeba było nieraz silnie zaciskać zęby, żeby nie rozpłakać się nad ich dolą. Wdzięczność tych małych istot była wielka, wzruszała nas ogromnie. Wszyscy spodziewali się kolejnego nocnego ataku. Budynki były przeszklone, dzieci kładziono więc spać na korytarzach i w piwnicach.”
27 sierpnia 1945 roku nastąpił trzeci atak. W napadzie wzięły udział 32 osobowy, uzbrojony oddział. Ich celem było „wystraszenie dzieci żydowskich w Rabce”. Cel osiągnięto. Sierociniec w Rabce zlikwidowano 28 sierpnia 1945 roku. Te dzieci, które miały do kogo, wróciły do swych najbliższych, część dzieci wysłano do domów dziecka w Otwocku i Bielsku. Te najbardziej chore i nieposiadające opiekunów trafiły do sierocińca w Zakopanem. Dzieci pod wpływem ciągłego strachu przed kolejnym napadem straciły na wadze, a stan ich zdrowia uległ pogorszeniu.
Na podstawie: K. Panz, „Dlaczego oni, którzy tyle przecierpieli i przetrzymali, musieli zginąć”. Żydowskie ofiary zbrojnej przemocy na Podhalu w latach 1945–1947, „Zagłada Żydów. Studia i Materiały” 2015, nr 11, s. 33–89.