24 października 1912 r. urodził się w Janowie Lubelskim Chaim Hirszman, jedna z dwóch osób (drugim był Rudolf Reder), co do których istnieje pewność, że udało im się zbiec z obozu zagłady w Bełżcu. Przed wojną był mechanikiem i metalowcem. We wrześniu 1942 r. wraz z żoną i dzieckiem zostaje deportowany do Bełżca. Niestety jego najbliżsi zostają zamordowani zaraz po przyjeździe do obozu. Natomiast Chaima Hirszmana wybrano do pracy w brygadzie robotniczej demontującej obóz. W czerwcu 1943 r. udaje mu się uciec w czasie transportu do obozu zagłady w Sobiborze. Dość szybko przedostaje się w swoje rodzinne strony i wstępuje do Armii Ludowej. Po wyzwoleniu wstępuje do Milicji Obywatelskiej a następnie do Urzędu Bezpieczeństwa, gdzie pracuje do marca 1946 r., zwolniwszy się na własną prośbę. Jest bardzo prawdopodobne, iż Hirszman nosił się z zamiarem wyjazdu do Argentyny, gdyż mieszkała tam jego rodzina. Tuż po opuszczeniu służby w aparacie bezpieczeństwa w dniu 19 marca 1946 r. zdecydował się na złożenie relacji przed Wojewódzką Żydowską Komisją Historyczną w Lublinie. Niestety kilka godzin po pierwszym dniu przesłuchania został zastrzelony we własnym mieszkaniu przez antykomunistyczne podziemie niepodległościowe. Hirszman zabrał tym samym ze sobą do grobu prawdę o Bełżcu. Jego relacja jest bardzo krótka i niepełna. Trudu dokończenia opowieści męża podjęła się jego druga żona Pola, jednakże jest to już opowieść z „drugiej ręki”.
Warto nadmienić, że Niemcom udało się w sposób niesłychanie skryty w Bełżcu wymordować ok. pół miliona polskich Żydów, głównie z terenów Polski południowej. Do dzisiaj jest to najbardziej tajemnicze i ponure miejsce na mapie martyrologii.